Ja też dziś miałem wybór - mimo deszczu, chlapy pośniegowej, a właściwie to już błocka, wyszedłem na trening na otwartej przestrzeni, zażyłem świeżego powietrza. Musiałem, bo inaczej bym się udusił, albo kogoś w swoim otoczeniu bym zabił. Zrobiłem 18,1 km. Warunki faktycznie dzisiaj kiepskie, ale z każdym dniem będzie już lepiej (przynajmniej takie są zapowiedzi). Na liczniku lutowym łącznie 327 km - założone 500 km z palcem w pewnej części działa zrobię, o!
Szczerze, jednak dzisiejszy bieg był jakiś taki bez weny. Może to także wina muzyki. Znów skusiłem się na włoską stajnię hardrockowo - aorową - Frontiers. I??? Było tak sobie, czyli bez weny. Niby ciekawie, ale nic odkrywczego w słuchanej płycie nie było. Albumem, który grał w słuchawkach, nosił nazwę "Redemption", a stworzyła go grupa The Nova Hawks. Muzyka rockowa zdominowana przez żeński wokal, czasem będący kalką dokonań Alanis Morissette, aczkolwiek ta Kanadyjka jest o niebo, a może nawet o siedem nieb, lepsza. Na ten moment The Nova Hawks nie odrzucam definitywnie, ale odstawiam do muzycznej poczekalni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz