piątek, 30 kwietnia 2021

PODSUMOWANIE - THE NUMBER OF THE BEAST

Co to był za miesiąc! Bieganie każdego dnia, bez wytchnienia. Jeden maraton i kilkanaście półmaratonów. Łącznie w kwietniu 2021 roku przebiegłem 666 km! Miało być 633 km, bo wtedy każdego dnia byłby, uśredniając, półmaraton, ale liczba ta jakoś mi się nie podobała. O wiele lepiej wygląda 666 km, przecież. Bo muzyka w moim bieganiu jest tak samo ważna jak samo bieganie. 

Dzisiejsze podsumowanie musiało więc być przy dźwiękach eleganckiego szczęku blach, czyli metalu. A kto najlepiej śpiewa o "666", czyli Numerze Bestii - Iron Maiden. Słuchałem więc płyty, ulubionej przeze mnie, "Fear Of The Dark" i duma mnie rozpierała z miesięcznego rezultatu. Sam sobie mówiłem: "Wow, Szymon! Jesteś wielki!" Co będzie dalej? Jaki będzie biegowy maj i jak będzie wyglądał muzycznie? Pożyjemy - zobaczymy. Na ten moment piję swoje zdrowie i sobie gratuluję!








czwartek, 29 kwietnia 2021

W CZASIE PRACY

Dzisiaj bieg był zupełnie inny, bo odbył się w czasie pracy. Wyrwałem się na niego odchodząc od swoich obowiązków przy biurku. Wystrzeliłem parkami Poznania nad Wartę i wróciłem na Golęcin. Było super! Było pięknie! A jaki był fun dla uczniów "zerówki", którzy widzieli biegającego dyrektora (oczywiście po 18 km spocony przemaszerowałem przez szkołę). 

Muzyka też dziś była. Dwa albumy. Pierwszy to Kjetil By z udziałem Robin Beck, a drugi Grand Lux. Muzyka wyborna. Jutro czeka mnie podsumowanie kwietnia i...






środa, 28 kwietnia 2021

GRANICA

Ich Troje kiedyś śpiewało "Keine Grenzen". No i to jest prawda - nie ma granic. Granice są w naszej głowie. I nawet, choć bardzo PiS by tego chciał, nie ma granic w Europie (choć mam takie obawy, że kiedyś nam, zwykłym obywatelom RP, za wybryki i głupotę obecnych rządzących powiedzą, że przywracają nam granice; oby nie). U mnie dzisiejsze bieganie przełożyło się na złamanie kolejnej bariery - 30 dni i 30 półmaratonów. Taką mam obecnie średnią biegania w kwietniu 2021 roku, a do końca miesiąca jeszcze dwa dni. 
Dzisiaj bieg był poznańskimi parkami: Sołacz, Park Wodziczki i Cytadela. Startowałem ze Stadionu Miejskiego, potocznie zwanym Stadionem Lecha. Czasem takie nazwy potoczne wbijają się bardziej niż oficjalne - tak samo jest z Rondem Kopernika, zwanym potocznie, a później już oficjalnie Kaponierą. Podczas biegu oczywiście spotkałem znajomą (pozdrawiam Jadwigo!), a właściwie to ona mnie, bo ja bez okularów zbyt wiele nie ogarniam wzrokiem.  Takie spotkanie jest w myśl zasady - bieg bez spotkania to bieg stracony.
A muzycznie dziś były dwie, bardzo zacne płyty. Najpierw hardrockowa Tequila Sunrise z płytą "Danger Zone", a później dreampopowy lub feelingowy Wild i "Goin' Back".
Życzę miłego wieczoru.






wtorek, 27 kwietnia 2021

IGNACY

Ignacy - to piękne imię. Nosi je jeden z bohaterów serialu "New Amsterdam" - Ignatius "Iggy" Frome, grany przez Tylera Labine'a. Ignacy kojarzy mi się także ze sceną z mojej rodziny, znaną z opowiadań, jak to babcia poszła do kościoła dać na zapowiedzi (ślub moich rodziców), a ksiądz zadał jej pytanie: "Jak Pani przyszły zięć się nazywa?". Ona odpowiedziała: "Tak, jak ten aktor". Ksiądz kontynuował: "Jaki aktor?". Babcia, czyli przyszła teściowa mojego taty nie przypomniała sobie, a chodziło o Ignacego Gogolewskiego. Dlaczego dzisiaj tytuł wpisu to "Ignacy"? Takie imię nosi twórca najlepszych, moim zdaniem, polskich fraszek - Ignacy Krasicki. Dlaczego fraszki dziś? Bo najlepiej uwypuklają i wyśmiewają nasze przywary i obłudę. Ostatnio solidnie leży mi to na żołądku. Stąd w formie komentarza dzisiaj fraszka "Dewotka". Odnosi się ona do zakłamania naszego ultrakatolickiego społeczeństwa, charakteryzującego się przewrotną pryncypialnością (tylko względem innych, a nie siebie), czyli dulszczyzną, ksenofobią, homofobią i poczuciem wyjątkowości czy wyższości (mesjanizm, przedmurze chrześcijaństwa itd., itp.).
A "Dewotka" brzmi tak:

De­wot­ce słu­żeb­ni­ca w czym­siś prze­wi­ni­ła
Wła­śnie na­ten­czas, kie­dy pa­cie­rze koń­czy­ła.
Ob­ró­ciw­szy się prze­to z gnie­wem do dziew­czy­ny,
Mó­wiąc wła­śnie te sło­wa: "i od­puść nam winy,
Jako my od­pusz­cza­my" - biła bez li­to­ści.
Ucho­waj, Pa­nie Boże, ta­kiej po­boż­no­ści!

Mimo irytacji na otaczający mnie świat i ludzi, a może przez to właśnie, wyszedłem jak każdego dnia pobiegać. Dzisiaj dystans trochę ponad 26 km. Podczas przebieżki słuchałem trzech całkiem różnych płyt. Najpierw był to zespół metalowy Ethernity i jego płyta z 2018 roku "The Human Race Extinction". Wokal żeński, ostre gitary, ale raczej sam pomysł wydaje się lekko odgrzewanym kotletem. Później była muzyka popowo - rockowo - folkowa Philippa Hanna "Through The Woods". Bardzo ciekawa płyta, chyba z całego zestawu najbardziej przypadła mi do gustu. A na samym końcu wrzuciłem w me uszy typowy rock - Gary John Barden "Rock 'n' Roll My Soul". Były tu małe domieszki bluesa, był też cover klasyka "When A Blind Man Cries". 
Życzę miłego słuchania i omijania szeroki łukiem wszelkich DEWOTEK.









poniedziałek, 26 kwietnia 2021

I DON'T LIKE MONDAYS?

Bob Geldof wraz z zespołem The Boomtown Rats zaśpiewał w 1979 roku utwór pt.: "I Don't Like Mondays", a było to na płycie "The Fine Art Of Surfacing". Tak, jakoś dzisiaj mi się te słowa przypomniały, bo poniedziałek napięty jak nigdy. Spotkanie za spotkaniem, temat ważniejszy goni temat ważny. Zabieganie szarości dnia codziennego nie może jednak przesłonić biegania w ogóle. Więc i aktywność sportowa musiała być - dzisiaj zaledwie 18,15 km. Do celu wyznaczonego na kwiecień już tuż, tuż.
Bieganie było pod sztandarem polskiej muzyki, bardzo dobrego rodzimego rocka. Na pierwszy ogień, a może należałoby powiedzieć na pierwsze tempo poszedł warszawski zespół The Freuders w swojej najnowszej odsłonie "Warrior". Płyta w katalogu fonograficznym zaszufladkowana jako alternatywa, ale jest to tak szeroka nazwa, że może kojarzyć się praktycznie ze wszystkim. W przypadku tej kapeli mamy do czynienia z zabrudzonym, trochę połamanym rockiem. Czasem bliżej mu do Toola, czasem do odsłon rocka progresywnego z lekkim zabrudzenie grunge'owym, a w innych momentach dochodzi jeszcze stonerowy riff. Bardzo inteligentna muzyka, która jednocześnie nie jest przekombinowana - szczerze polecam do słuchania, nie tylko podczas biegu (choć z tymi nutami biega się rewelacyjnie).
Na drugie tempo poszło też polskie dzieło WaluśKraksaKryzys pt.: "Atak". I znów opisane jako alternatywa, ale inna, a może należałoby napisać alternatywna w kontekście poprzedniej alternatywy The Freuders. "Atak" atakuje głównie tekstami, a muzyka to skrzyżowanie Happysad z rapem. Słucha się tego bardzo dobrze i jeszcze ważniejsze są przemyślenia, które pozostają w głowie - słowa wielokrotnie trafiają w sedno. 
Po tym dzisiejszym dniu, bieganiu i obcowaniu z muzyką, może jednak nie powiem już więcej "I Don't Like Mondays"...






niedziela, 25 kwietnia 2021

ALE POSZEDŁ!

Nie wiem (i piszę to szczerze, nie jest to żadna kokieteria czy umizgiwanie się do czytelników) jak to się stało. Wyszedłem z domu na 35 km, a wyszedł maraton! Niczym w utworze Ewy Bem "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" (o takim samym tytule był film - komedia romantyczna ze śliczną Diane Kruger i przezabawnym Danym Boomem). No co mam powiedzieć - tak jakoś wyszło, albo tak jakoś wyszedłem. Nawet wody nie miałem ze sobą. Nie zabrałem plecaka z bukłakiem, ni żadnego energetyka. Wyszedłem i wróciłem po 3,5 godzinie. Żona wiedziała, że wychodzę na trzy godziny, ale ta połówka wleciała jakoś sama, jak u rasowego alkoholika. Chyba coś w tym jest - bieganie to też nałóg. Teraz mam takie podejście, że jak mam wyjść na 10 km to mi się nie chce przebierać, wyszukiwać muzyki, pocić. Taki minimalnym dystans u mnie to ostatnio 18 km. A biegam dzień w dzień. No normalnie świr, albo nienormalny. Jednak nie jest ważne ile biegacie i jak często, ważne jest to, że w ogóle się ruszacie. 

Dzisiaj na słuchawkach były trzy długie albumu. Najpierw jazzująca Celeste - niby objawienie ostatnich dni, ale szczerze dla mnie Amy jest o niebo lepsza. Później wróciłem (podczas biegania w tym roku zrobiłem to po raz pierwszy) do najnowszego Deine Lakaien - ten album wymiata! A na koniec biegu był hardrockowy powrót dziadków - najnowszy album Cheap Trick (no może jest on bardziej AORowy niż hardrockowy). Wszystkie trzy odsłony muzyczne polecam, ale stawiam na pewno na Deine Lakaien, szczególnie za drugą płytę podwójnego setu, na której są covery. Wow!

 









sobota, 24 kwietnia 2021

OPÓŹNIENIE

Czasem tak jest, że człowiek nie daje rady ogarnąć wszystkiego. Tak było właśnie wczoraj u mnie. Biegałem, ale nic nie napisałem. Dzisiaj też biegałem i dzisiaj piszę o tym co była dzisiaj, jak i o tym co było wczoraj. A że ostatnio ludzie mnie męczą, dość mam gadających głów, przemądrzałych spotkań, konferencji, live'ów i innych tego typu "bzdetów" to ja nie będę przegadywał.

Łącznie za te dwa dni wyszło 49 km. Co ważniejsze dużo, różnorodnej posłuchanej muzyki, a były to:

- Dumpstaphunk "Where Do We Go From Here" (jazz - soul - R&B),

- Kaleo "Surface Sounds" (rock alternatywny z elementami folku i bluesa),

- Vanessa Daou "Zipless" (jazz i melancholia),

- Imelda May "11 Past The Hour" (super melodyjny rock),

- Johan Kihlberg's Impera "Spirit Of Alchemy" (melodyjny hardrock, ale tym razem przekombinowany),

- King Roc "Chapters" (świetna elektronika),

- Schrottersburg "Dalet" (nowa, polska, ale w stylistyce klasyczna zimna fala).























czwartek, 22 kwietnia 2021

WKURZONY

Nie wiem co się ostatnio dzieje, ze mną. Może mam już dosyć edukacji online. Może przelała się miara ze strony obecnych władz. Może zwykli, a czasem niezwyczajni, ludzie mnie wkurzają. Tłumaczenia, docinki, kąśliwe uwagi, słowne szpilki. A przecież słowa czasem ranią mocniej i trwalej niż fanga w nos. Gdy kończyłem pracę w poprzedniej szkole na zakończenie ówczesnych klas 3 Gimnazjum powiedziałem do młodych, wspaniałych ludzi, że są jak banknot 100-złotowy. Wyciągnąłem wówczas taki właśnie pieniądz, świeży, nowy z kieszeni marynarki. Pogniotłem go w rękach, praktycznie się na nim wyżyłem. Później "stówkę" rozprostowałem. Nie była już taka świeża, taka idealna. Banknot miał jednak nadal wartość 100 zł. Co to znaczy? Nie ważne jak bardzo ludzi po Was jadą, jak bardzo Was krzywdzą, także słowami, a może przede wszystkim nimi, pamiętajcie, że Wasza wartość nadal jest taka sama. 
Takie przemyślenia na dzisiaj. Trochę smutne, trochę moralizatorskie, jednak trafiające, nieskromnie powiem, w sam środek.
Dzisiaj przebiegłem 23,2 km i posłuchałem dwóch nowych lub dość nowych, cudownych płyt: Paul Stanley's Soul Station oraz Daughter.




środa, 21 kwietnia 2021

CUDO!

Nic dodać, nic ująć. Dziś był bieg na najwyższym poziomie! Może nie był jakiś szybki, może nie była to trasa nieznana, ale... No właśnie "ale" ma znaczenie, a właściwie wszystko co jest przed "ale" nie ma znaczenia. Trasa mojego dzisiejszego półmaratonu biegła przez Skórzewo, Dąbrówkę, Zakrzewo i trochę inną drogą lecz prawie po śladach do domu. W Zakrzewie stoi dom, który już kiedyś przykuł moją uwagę - ma na swojej posesji semafor. Dzisiaj widział jaką pełni on rolę - kiedy brama się otwiera lub zamyka semafor ma zapalone światło. Super pomysł! Gratuluję!

Co jeszcze było niesamowitego podczas biegu? Zapach wiosny! Faktycznie czułem ją dzisiaj po raz pierwszy. Pachniała trawa, kwitnące drzewa i jeszcze ziemista droga świeżo skąpana deszczem. Cudo! Naprawdę, cudo!

No i jeszcze pozostał jeden ważny zmysł każdego mojego wybiegu - słuch. Ależ muza mi dziś towarzyszyła. Będę się powtarzał, ale (pamiętajcie to, co jest przed "ale" nie ma znaczenia) co mi tam napiszę - CUDO! Najnowsze, dwupłytowe dzieło Deine Lakaien "Dual". Ten duet, tworzony przez Alexandra Veljanova oraz Ernsta Horna, zawsze dawał czadu i nadal to czyni. Piękna elektroniczo - gotycka muzyka, a co więcej album jest podwójny i zawiera 20 utworów. Pierwszych dziesięć to nowe dokonania Deine Lakaien, kolejne to covery. Jakże piękne są te przeróbki: "Becuse The Night", "Dust In The Wind", "Black Hole Sun" czy "Lady D'Arbanville". Szczególnie ważny album dla wszystkich klimaciarzy.



wtorek, 20 kwietnia 2021

Y & T

Skąd taki tytuł? Yesterday and today - wczoraj i dziś. Jest też taki bardzo dobry rockowy, a może nawet bardziej hardrockowy zespół Yesterday And Today, który później skrócił swoją nazwę na Y&T. Wczoraj biegałem - oczywiście, ale po zrobieniu 23 km nie miałem już czasu na wrzucenie tekstu. Dzisiaj też biegałem - czasu trochę więcej, więc wrzucam za dwa dni. Łącznie zrobionych 50 km, bo dzisiaj do wczorajszych 23 km dodałem jeszcze 27 km. Po raz pierwszy odwiedziłem wieżę widokową na Szachtach, a przy okazji zawitałem do swojego mechanika i zapowiedziałem potrzebę wizyty mojego VOLVO u niego. 
Przemyśleń wielkich podczas biegania ostatnio nie mam. Zastanawiam się jak pozbyć się kuny, która pod dachem grasuje. Słucham muzyki i przebieram nogami i obliczam ile jeszcze został, aby pod koniec miesiąc napisać, że każdego dnia w nogach był przynajmniej półmaraton. Dam radę! Niczym Bob Budoniczy!
Muzyka z ostatnich dwóch dni - taka sobie. Wczoraj elektronika przeważała to te dwa pierwsze albumy, z których uwagę należy zwrócić na zespół The Search, jednak to już marka sama w sobie i każdy ich album jest rewelacyjny. A kolejne płyty to hard and heavy albo hair metal. Żaden tylnej części ciała nie urywa, ale posłuchać można było. Wszystkie płyty prezentuje w kolejności słuchania.
Do jutra Drodzy Państwo!

WCZORAJ:





DZISIAJ:
















niedziela, 18 kwietnia 2021

INACZEJ

18 kwietnia to dzień, w którym moja mama obchodzi swoje urodziny. Dzisiaj były to 75. Spotkanie rodzinne przeorientowało niedzielę. Rano wczesna pobudka i 25-kilometrowy bieg. Później wizyta w domu rodzinnym i spacer dopiero wieczorem. Niedziela na prawdziwym chillout.
Czego dzisiaj słuchałem? Nowych odsłon ze stajni Frontiers: Temple Balls (polecam), The End Machine (dupy nie urywa), Sweet Oblivion (bardzo ciekawe, jednak chwilę nad tą muzykę trzeba się pochylić).








sobota, 17 kwietnia 2021

CIĄG DALSZY MA MIEJSCE

Nie ma, że boli. Boli - znaczy, że żyjesz. Nie ma opcji, aby z powodu zakwasów (już nie wiem co to w ogóle znaczy), albo innej przypadłości nie wyjść i nie pobiegać. Dzisiaj skoro sobota to dzień zaczyna się od spaceru (bułeczki, warzywa, owoce, jakaś mała słodycz do kawy) i już od samego rana 6 km w nogach w tempie spacerowym. Później oczywiście i tak bieg się odbył - nadrabiam zaległości z wczoraj, kiedy zaledwie było 18km, więc dzisiaj 23,2 km. Cały czas aktywność na zielono - tak podpowiada Garmin. A o czym dzisiaj myślałem, kiedy biegałem (parafrazując tytuł książki Haruki Murakami "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu")? O nas, o ludziach, o człowieku. Cały czas w głowie mam Pawła. Cały czas zadaję pytanie - dlaczego on? Co można było jeszcze zrobić? Niestety ten rok, a właściwie już od grudnia 2020 roku trwa niekorzystna dla mojej rodziny, dla znajomych passa. To już czwarty zgon, to będzie czwarty pogrzeb w kręgu najbliższych osób. Pewnie wszyscy nosimy coś w sobie. Pewnie większość z nas ma jakieś problemy zdrowotne. Pewnie jest tak, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Jednak gdyby nie ten cholerny czas pandemii, gdyby nie COVID wielu z bliskich nadal by żyło. Niestety na to wszystko nakłada się jeszcze iluzoryczność działań państwa polskiego. "Specjaliści" z PiSu nie radzą sobie. Czy poradziliby sobie inni, przedstawiciele opozycji? Nie wiem. Jednak obecna władza ma specjalistów od ochrony praw człowieka i obywatela takich, którzy sami te prawa łamią. PiS ma specjalistów od dbania o zdrowie obywateli takich, którzy zainteresowani są tylko własną kieszenią, czubkiem własnego nosa - tylko tym, aby sprowadzić respiratory czy maseczki w taki sposób, aby mieć na tym prywatny zysk. Czy to jest subsydiarność? Nie! To jest prywata! To jest nepotyzm! To jest korupcja! Jednak przecież prawda jest taka, że Polska to kraj mlekiem i miodem płynący - bo przecież taki jest przekaz propagandowy reżimowej (czytaj: rządowej) telewizji. Dzisiaj rano, podczas śniadania, w RMFie słyszałem świetny tekst, który przekazuję: "Niemcy zazdroszczą nam pasków w TVP, nie mogą nas przebić w tym zakresie, choć przecież w propagandzie mają niezłe doświadczenie" (wiadomo, że niedoścignionym ideałem propagandzisty był Joseph Goebbels). Niestety, moim zdaniem, to prawda, choć smutna prawda. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.
Podczas tych 23 km z lekkim nakładem wysłuchałem dwóch prawdziwych świeżynek - The Offspring oraz Greta Van Fleet. Pierwsza płyta niczym ostatni Saxon nie powala do momentu ostatnich dwóch utworów: "Gone Away" oraz "Lullaby" to istny majstersztyk razy dwa i choćby tylko dla nich warto mieć tę płytę. Natomiast Greta cała rewelacyjna! A ostatni ponad 8-minutowy utwór "The Weight of Dreams" stanowi nową odsłonę "Schodów do nieba". CUDO!!!






piątek, 16 kwietnia 2021

SPIESZMY SIĘ KOCHAĆ LUDZI...

Bardzo intensywny dzień się kończy. Dużo pracy, dużo spotkań i rozmów. Niestety powrót do domu okazał się bardzo niefortunny. Dowiedziałem się, że bardzo dobry znajomy umarł. Niestety przegrał walkę z COVIDem. Na oddział trafił 01.04.2021r., a dzisiaj odszedł na wieczną wartę, jak przystało na prawdziwego harcerza. Jestem przygnębiony tym faktem. Umawiałem się z Pawłem, umawiałem się na spotkanie i ciągle nie było czasu, ciągle były jakieś inne, "ważniejsze", spotkania. Do d....py z takim życiem! Spieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Mam już, niestety, drugie takie doświadczenie. Zawsze lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż czegoś, czego się nie zrobiło. Już nie nadrobię zaległości. Już nigdy nie spotkam się z Pawłem. No chyba, że po mojej śmierci, ale to też raczej nie jest możliwe, bo Paweł z pewnością trafił do nieba, a moje miejsce jest niestety (może dla mnie na szczęście) w piekle.
Pobiegałem dziś - oczywiście, a co ważniejsze nie biegałem na bieżni. Zrobiłem 18,3 km i towarzyszył mi heavy metal. Koniec i kropka!



czwartek, 15 kwietnia 2021

BEZ MUZYKI

Dzisiaj był bieg, ale na bieżni. Zrobiłem 14,5 km. Niestety muzyki nie słuchałem, bo bieżnia rządzi się swoimi prawami - obejrzałem dwa odcinki "Formuła 1: Jazda o życie" sezon 3. Bardzo ciekawa produkcja, jak dla mnie. 
Pogoda do bani, na szczęście infrastruktura gim - fit w domu dość dobra, więc wyjątkowo z niej skorzystałem. Jutro już będzie inaczej, tzn. normalnie, choć ponoć deszcze mają nas nie opuszczać przez cały tydzień.

środa, 14 kwietnia 2021

MARZENIA I RELACJE

Zostało postawione przede mną wyzwanie - "O co chodzi w szkole". Bez większego namysłu odpowiedziałem - O RELACJE. Dlaczego? Szkołę robi się ludźmi i dla ludzi. Zawsze ciężko jest pozostać człowiekiem w nieludzkich czasach. Zawsze łatwo jest przejść na ciemną stronę mocy. Bycie Vaderem pociąga. Łatwo nakrzyczeć na młodego człowieka, na ucznia, na córkę lub syna. Jesteś starszy, bardziej radzisz sobie z emocjami to może Ci się wydawać, że inni powinni tak samo. A co - niech się uczą. Jak to się mówi "Life is brutal and full of zasadzkach". Faktycznie? Naprawdę? Na pewno? 
Kiedyś miałem przyjemność rozmawiać z Panem Markiem Niedźwieckim - przywoziłem go z dworca PKP do szkoły, a potem tę samą drogę pokonywałem w drugą stronę. Jazda samochodem i chwila prywatnej rozmowy o muzyce, o życiu, o pasji była najlepszą dla mnie częścią spotkania przygotowanego przez i dla uczniów. Można w życiu robić to, co się lubi. Żyć pasją. I w ogóle wówczas życie nie musi być pełne zasadzek, niespodzianek (tych negatywnych), wtop. 
Dzisiaj mieliśmy przyjacielsko - rodzinne spotkanie - 13. urodziny znajomego (bliskiego znajomego). Życzyłem mu, aby nigdy nie spełnił wszystkich swoich marzeń, bo straci sens życia. Ja nadal chciałbym zostać radiowcem, może kiedyś...
Muzyka to wielka pasja mego życia, podobnie jak biegi. Dziś były dwa albumy i 18 km. Jedna z płyt to coverowa odsłona twórczości Saxon. Poza ostatnim numerem niestety nic mnie na tej płycie nie powaliło, jednak ten jeden jedyny utwór "See My Friends" powoduje, że notowania całego albumu idą w górę. Druga muzyczna propozycja to bardzo dobry, a wręcz rewelacyjny blues - rock w wykonaniu Jericho Summer. W tym przypadku muzyczne marzenia spotkały się z faktycznymi relacjami biegowymi. Była i jest pozytywna reakcja.





wtorek, 13 kwietnia 2021

ENERGETYCZNIE

Dziś z założenia miało być dużo kilometrów, jednak nie myślałem, że aż tyle ich będzie. Biegło się bardzo, bardzo, bardzo dobrze. I dlatego wyszło 35 km. Bieg był energetyczny, choć dookoła atakowały mnie nadwarciańskie ślimaki  (z muralów lub jak kto woli z graffiti). Potwierdzają to zdjęcia. A na słuchawkach królował dzisiaj industrial, zabrudzony gotyk i synth-pop. I może właśnie dlatego bieg był energetyczny, bo muzyka czasem była wręcz technowskim bitem, nadawała się na dancefloor.
















poniedziałek, 12 kwietnia 2021

NA "5"

No i stało się. Dzisiejszy bieg, mimo, że w miłym otoczeniu przyrody, bo odpowiednia temperatura, lekki deszczyk i dobra muzyka, mógłby być ostatnim w moim życiu. Byłoby tak, gdyby biegał tylko dla odznak, punktów, medali i innych tzw. "złotych kalesonów", jakie prezentują (nadają) biegaczom różne aplikacje. Ja od ponad trzech lat posiadam zegarek Garmin Fenix 5. Jest rewelacyjny. Co ważne, do każdego stroju można dopasować sobie odpowiedni pasek. Dzisiaj w aplikacji Garmina wszedłem na najwyższy z możliwych poziomów. Jestem na "5"! Szkoda, że nie ma "6". Jednak nadal będę biegał, bo robię to dla siebie, dla mojego organizmu, dla dobrego samopoczucia, dla wentylu bezpieczeństwa, dla odreagowania, aż wreszcie dla swoich bliskich, dla rodziny, abym mógł być z nimi na długie lata w zdrowiu (sport to zdrowie).
Dzisiaj, co jest ostatnio standardem, ponad półmaraton - 23 km. Dwa cudne albumy. Najpierw The Search - zespół, o którym wczoraj klikałem z Qbą (pozdrowienia także dla kuzyna), a potem Ego Likeness - dobry gotyk.
Dobrej nocy dla Was!





niedziela, 11 kwietnia 2021

PIĘKNA NIEDZIELA

 Pogoda dopisała. Naprawdę dzisiaj można było poczuć się jak prawdziwą wiosną, a może i latem. Rano spacer - tradycyjnie, potem bieganie - dziś 18 km, a popołudniową porą wraz z całą rodziną spacer po poznańskiej Starówce. Finałem tego naszego maszerowania były gofry na Kramarskiej. Do niedawna można było kupić tam jeszcze i oczywiście zjeść je na słono, ale ostatecznie właściciele wycofali się z tego menu, a szkoda. Były więc gofry na słodko - każdy z nas wziął inny, taki jaki był dla niego ulubiony. Muszę powiedzieć, że mijaliśmy wielu spacerujących po poznańskich ulicach. Jeszcze większe tłumy nad Wartą i niestety, czasem, bez przestrzegania zasad DDM. Pandemia jest trudna dla wszystkich, ale nie bądźmy egoistami i zadbajmy o innych, tak, aby dla nikt nie mógł powiedzieć, że to ostatnia piękna niedziela.

W słuchawkach dzisiaj królował rock, który w niektórych fragmentach był bardziej popowy, a w innych natomiast bardziej metaliczny. Były to dwie płyty zespołu A Life [Divided]. Polecam i tyle!






CZERWONE OKULARY

Dziś 30. dzień stycznia. Ostatnia niedziela pierwszego miesiąca 2022 roku. Niedziela, w której po raz 30. gra w Polsce i na całym świecie Wi...