niedziela, 28 lutego 2021

DWA MIESIĄCE

Dzisiaj będzie krótko, bo nie lubię podsumowań. Założenie na luty było 500 km. Wyszło, a właściwie wybiegało się, 510,4 km. W tym był jeden dzień bez biegania - szczepienie przeciw COVID - 19. Jak było na przestrzeni tych 28 dni? Różnie, bo i różny był luty. Ogólnie cały czas mam wydolność na poziomie 20-latka. Mam nadzieję, że długo tak jeszcze będzie. Najważniejsze osiągnięcie tego miesiąca to życiówka w maratonie 3:19:32. Posłuchanych, podczas biegów, ponad 30 płyt. Dzisiaj też były, nawet dwie, elektrogotyckie i synth-popowe uderzenia. L'ame Immortelle "Fragmente" oraz William Control "Noir". Wracam do Was jutro, ale to już nowy miesiąc.






sobota, 27 lutego 2021

AOROWO

Fajna sobota! Soboty z natury są fajne, ale... (ponoć za każdym razem kiedy coś mówisz / piszesz i dodasz "ale" to, co zostało napisane przez tym słowem nie ma znaczenia - logicznie ma to sens). Poranek nie zapowiadał "fajnego" dnia. Dziwna, wczesna pobudka. Sen też nie był jakiś właściwy. Noc była pełna niepokoju, a najdziwniejsze jest to, że nie mogłem zlokalizować przyczyny tego niepokoju. Jak co tydzień musiał być obowiązkowy poranny spacer, zakończony zakupami w warzywniaku. Później pobyt w szkole, bo uruchomiliśmy weekendowe spotkania pod kątem przygotowania do egzaminów klas 8. W tym czasie ja zaplanowałem, że odbędę bieg. Pierwotnie miał to być wylicytowany przez jednego z rodziców bieg z dyrem (licytacja WOŚPu). Niestety nie doszedł on dzisiaj do skutku - jednak co się odwlecze to nie uciecze - w myśl powiedzenia. Bieg odbyłem w samotności. Trasa bardzo malownicza: Rusałka - Sołacz - Cytadela (obowiązkowy wbieg po schodach) i powrót Aleją Wielkopolską na Golęcin (tam jeszcze pokręciłem kilka kółek, tak aby dzisiaj licznik miesięczny dobił do 500 km).
Piękna wiosna wokoło, ja oczywiście w krótkich spodniach i długich, antyzakrzepowych getrach (wyglądałem w tym stroju chyba zabawnie kiedy witałem uczniów - trzeba mieć dystans do siebie!). Muzycznie dzisiaj królował zespół TOTO. Jednak były to dwie płyty (nowości), w identycznej szacie graficznej. Grało dzieło Josepha Wlliamsa "Danizen Tenant" oraz Steve'a Lukathera "I Found The Sun Again". Pierwsza to super AOR, druga AOR z domieszką jazzowych elementów. Bardzo dobre granie. Takie dwie płyty, tak samo wydane, z analogiczną okładką nasuwają skojarzenie z płytami KISS, kiedy w 1978 roku każdy z czterech członków tego zespołu wydał swój własny album nazwany jedno imieniem i nazwiskiem, ale wszystkie one wchodzą w dyskografię zespołu. 
Nie pozostaje mi więc nic innego jak powiedzieć, że ta sobota była bardzo dobra, bo AOROWA (wiecie, że ja kocham taką muzykę).





 

piątek, 26 lutego 2021

NIEBIESKO - BIAŁO - ZIELONO

Najlepsza pogoda do biegania. Już można ubrać krótkie spodnie, ale na górze jest jeszcze długi rękaw. Nie potrzebuję jednak czapki, komina, ani rękawiczek. 8 stopni na plusie i nogi człowieka same niosą. Dzisiaj ćwiczyłem sylwetkę, bo podczas wczorajszego biegu widziała mnie pewna osoba i powiedziała: "Ale nie z pięty, nie z pięty!!! Trzeba trzymać fason i styl!". To dzisiaj starał się trzymać. Nie wiem czy tym razem mnie widziała, ale - przypominam - starałem się. Była wyprostowana część tułowia, była ręka i noga naprzemiennie, były najpierw palce, potem pięty. 
Dziś niby piątek, ale dzień zupełnie nie był piątkowy. Jedna z klas wysłana na kwarantannę, bo jedna z dwóch nauczycielek otrzymała pozytywny wynik testu. Rozmowa z paniami z SANEPIDu ciekawa, niby służbowa, ale miałem wrażenie jakbyśmy funkcjonowali jak dzieci we mgle. Na koniec dnia drążyłem cały czas temat nowego rozporządzenia dotyczącego nauczania zdalnego, tzn. braku tego rozporządzenia. Temat badam wnikliwie, niczym dziennikarze Gazety Wyborczej "taśmy Obajtka", od wczoraj. Kilkadziesiąt cennych minut swojej pracy poświęciłem na poszukiwanie odpowiedzi na jedno sakramentalne pytanie - kiedy będzie nowe rozporządzenie MEiN, dotyczące nauczania zdalnego. Niestety zarówno pracownicy Wydziału Merytorycznego Departamentu Kształcenia Ogólnego (wczoraj), jak i Departamentu Informacji i Promocji (dzisiaj) nie potrafili mi udzielić odpowiedzi. Mam dwa sarkastyczne spostrzeżenia - po pierwsze: istnieje Wydział Merytoryczny to znaczy, że inne nie są merytoryczne (sic!), po drugie: DIP może należałoby rozwinąć w następujący sposób Departament Informacji i Propagandy (?!). Czekam nadal na rozporządzenie ministra Czarnka, pana doktora habilitowanego, profesora uniwersyteckiego. Na dodatek na koniec dnia wieża Hi-Fi, działająca u mnie w gabinecie, odmówiła posłuszeństwa. 
Stąd na poziomie wysokiej agresji był dzisiejszy bieg (ten, podczas którego trzymałem fason i styl). Zrobiłem 18,3 km. Dziś dla odmiany był hardrock i było mi z tym bardzo dobrze (nawet płyty były bardziej kolorowe, w kontekście okładek, niż te słuchane w ostatnich dniach). Dzisiaj w uszach szalały zespoły i płyty: Mother Road "II" oraz Natural Born Machine "Human". Nie są to arcydzieła, ale idealnie pasują do długich włosów, choppera i brody (w moim przypadku chopper został zastąpiony butami biegowymi).
Na tym koniec dzisiejszego pisania, bo Poznań właśnie robi się niebiesko - biało - zielony. W końcu derby grody Przemysła (nie Przemysława, bo był Mieszko a nie Mieczysław - taka mała dygresja historyczna). Nie ważne, która z drużyn wygra - WYGRA(MY)!





czwartek, 25 lutego 2021

NA KRÓTKO

Tytuł tego wpisu ma wiele znaczeń. "Na krótko", bo w krótkich spodniach i koszulce technicznej z krótkim rękawkiem (taka była dziś dodatnia, a może raczej letnia temperatura). "Na krótko", bo tylko 12 km, bo się spieszyłem, bo musiałem bieg ogarnąć między szkołą a webinarium, do którego udziału zostałem zaproszony. I "na krótko" jeszcze z jednego powodu, bo nie szukałem nowej ciekawej muzyki, tylko krótko wybrałem to, co się samo podpowiadało. A po wczorajszym wyborze dzisiaj znów podpowiedział się zespół zimnofalowo - gotycki. To polski darkwave lub ethereal o nazwie Hidden By Ivy. Słuchałem dzisiaj ich drugiej płyty w dyskografii, noszącej tytuł "Beyond". Świetna muzyka - mimo, że bardziej pasowałaby do spadających liści z drzew, a nie budzącej się do życia przyrody.
Tyle z dzisiejszego biegu - miało być "na krótko", więc nic już więcej nie dodam.


środa, 24 lutego 2021

PRZY BLASKU KSIĘŻYCA

Dzień po szczepieniu to koszmar. Większość zaszczepionych wczoraj moich pracowników dziś w szkole nie było. Nie mogli - ból grypowy, gorączka, a czasem nawet poczucie porażenia pewnych części ciała. Szok! Tak mało do organizmu tego czegoś się wprowadza, a efekt proporcjonalnie odwrotny - niczym w myśl słów utworu Natalki Kukulskiej (zdecydowanie wolę słuchać jej cudownej, przedwcześnie zmarłej mamy - Anny Jantar) "Im więcej Ciebie tym mniej". Jakkolwiek, szkoła niczym Feniks z popiołów się odradza, jutro będzie lepiej... a pojutrze piątek czyli już weekend i to dodatkowo ostatni piątek - sobota - niedziela miesiąca. 
Bieganie dzisiaj, w stosunku do wczorajszego, skromne, bo o 14 km krótsze. Na kilometrażu miesięcznym przekroczone 450 km. Bieganie dziś przy blasku księżyca. Ten naturalny satelita Ziemi unosił się nad szarzejącym, a później już ciemnym niebem (choć jasność dnia coraz dłuższa - widać, że wiosna za moment nastanie). Skoro księżyc towarzyszem był dziś moim to i muzykę miałem iście księżycową. Nie, nie był to żadnej space rock, nie były to dźwięki Jarre'owej elektroniki, ale był to najwyższych lotów darkwave z elementami postpunkowej alternatywy. Towarzyszył mi dzisiaj najnowszy album Lebanon Hanover "Sci-Fi Sky". Piękna płyta, a jeszcze lepsza jej okładka. Zachodzące słońce, a może wschodzący księżyc oświetlający słupy betonowe, przypominające wolnostojące wieże włoskiego średniowiecznego Manhattanu, czyli San Gimignano. Płyta jest dla wszystkich miłośników gotyku, zimnej fali i mrocznego minimalizmu.


wtorek, 23 lutego 2021

SKS ALE TRZYMA SIĘ

Dzisiaj jakoś tak było pięknie. Nie wiem dlaczego, a może jednak wiem. Od rana stres kolejnej grupy nauczycieli szczepionej na COVID-19 (pewnie z powodu doniesień poprzedników, każda z tych osób z niecierpliwością wyczekuje efektów niepożądanych pod koniec dnia - czy będzie gorączka, czy będą bóle itp., itd.). Później w pracy bardzo miła atmosfera - może faktycznie chodziło o odreagowanie. Jedna z koleżanek robiła nam zdjęcia z jakimś filtrem postarzającym. Ja również mam swoje - no powiem jestem na nim bardziej podobny do mojego ojca niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać. Jeśli tak się zestarzeję (choć dla moich uczniów, szczególnie tych zaczynających swoją przygodę ze szkołą i tak już jestem stary) to będę miał szacun do samego siebie, matki natury i Pana Boga. Później był kolejny miły akcent - urodzinowe przyjęcie w jednej z klas. Złożyłem życzenia trzecioklasiście, a on mi nagle palnął "Piękne ma Pan oczy" (no normalnie: "Made My Day"). 

Po takim dniu, mimo, że człek może się czuć staro, mimo, że niektórzy powiedzą mu - z Ciebie to SKS, postanowiłem dać z siebie wszystko. Przełamałem te stereotypy, kąśliwo - dowcipne docinki i udowodniłem (przede wszystkim sobie), że wychodząc za drzwi domu mogę postanowić, powiedzieć i zrobić - przebiegnę maraton. Co prawda czasu dziś na ten starożytny dystans nie było, ale 34 km zrobiłem. Zajęło mi to 2 godziny i 3 kwadranse. Było w powietrzu czuć wiosnę. A muzycznie było różnie. Dwa typy trafione, jeden tak sobie i jeden pudło. Od pudła zacząłem - były to scoverowane utwory Pink Floydów w formie R'n'B (ohyda!) - Pink Floyd Redux "A New Music Experience". Później nadeszła kolej na Love And Death "Perfectly Preserved" - taki numetal. Jednak jest na tej płycie jedna bardzo fajna piosenka, a nawet hicior "Let Me Love You (feat. Lacey Sturm)". W czasie kiedy słuchałem tej płyty o mało co jeden z kierowców by mnie na tzw. "grajzerówce" nie rozjechał i jeszcze miał do mnie pretensje, że biegnę po płytach a nie faktycznie w lecie (pokazałem mu gest, który angielscy łucznicy kierowali do francuskich kuszników). Kolejne dwie płyty są godne polecenia, a były to: George Lynch & Jeff Pilson "Wicked Underground" oraz Moon Taxi "Silver Dream".

Dużo muzyki, dużo kilometrów i dużo (głównie pozytywnych) wrażeń dzisiaj. Mimo SKS jakoś nadal się trzymam, a moi nauczyciele, jak czytam na wewnątrzszkolnym forum, "Zenkowi" się nie dają. I tak 3mać!












poniedziałek, 22 lutego 2021

OCHÓW I ACHÓW BRAK

Po dzisiejszym poniedziałku, a w sumie to po ostatniej serii kilku poniedziałków, wiem dlaczego Bob Geldof wraz z zespołem The Boomtown Rats śpiewał: "Tell me why I don't like Mondays". Do tego muzycznego obrazu można jeszcze dołożyć filmową wizję reżysera Tadeusza Chmielewskiego - komedię pod tytułem "Nie lubię poniedziałku". A dlaczego wiem? Znów częściowo zajęcia w szkole odwołane, bo wody nie ma. Jednak tym razem rura nie pękła w szkole, ale na terenie innej, przyległej szkoły. Teren należy do Uniwersytetu Przyrodniczego, jednak wody nie miała moja szkoła. Nikogo to jednak nie interesuje. Wody beczkowozem nie przywieziono. Awarię jednak szybko usunięto, tzn. wiem, że jutro zajęcia będą normalnie... choć może tylko przez pierwszą połowę dnia. Jutro w szkole kolejny dzień szczepień kadry pedagogicznej, a wiadomo, większość nie znosi tego dobrze (oczywiście są wyjątki - choćby ten, który pisze te słowa). I taka, mało klarowana perspektywa edukacji w tym tygodniu przede mną. Dodatkowo nie wiadomo, jak w marcu będzie wyglądała edukacja, ponoć konferencja będzie zwołana w środę w tym tygodniu - rychło w czas.
Mimo takich poniedziałkowych wydarzeń bieg był. 16,5 km zrobione, co dało przełamanie 400 km w lutym. Muzyka była ciężka - metalowo - gotycka. Głos żeński przeplatany agresywnym męskim pokrzykiwaniem - taka jest właśnie płyta "From Ashes To Flames" zespołu Dust In Mind.  Słuchało się dość dobrze, ale ochów ani achów nie było. Nic... zobaczymy co jutrzejszy poranek przyniesie. Dobrej nocy!

niedziela, 21 lutego 2021

SZCZĘŚCIE SPRZYJA LEPSZYM

Co to znaczy lepszy? W obecnych czasach oznacza, chyba, lepiej przystosowany do życia. Jest takie powiedzenie w żargonie sportowym (czy to na boisku piłki nożnej, czy na parkiecie koszykówki), że szczęście sprzyja lepszym. Chyba tak jest. Nie umiem tego w żaden sposób racjonalnie uargumentować. Jednak płyty U2 zawsze są przynajmniej "dobre", wielokrotnie "wyśmienite", a niektóre nawet zdarzają się "rewelacyjne". U2 jest lepszym zespołem niż Nirvana (wiem, że wielu się teraz narażę), bo nadal istnieją. Uzależnienie zabija ludzi. Uzależnienie, jak pisał Robert Rutkowski ("Oswoić narkomana"), wciąga, ma wiele etapów i każdy z nich jest destrukcyjny.
Jestem "lepszy" i "uzależniony". Z 97 kg w styczniu 2019 roku zszedłem na 81 kg w styczniu 2021 roku, czyli jestem lepszy teraz niż moja wersja sprzed dwóch lat. Jestem uzależniony, bo mam swoje dwa wentyle bezpieczeństwa: bieganie i muzykę. Na tym blogu je łączę. Wiem, że pochłania to wiele czasu - średnio 1,5 godziny dziennie. Biegnę, jestem sam ze sobą, mam swoją muzykę (najczęściej nową, taką, którą chcę poznać, aby później mieć ją na nośniku CD, bo strumień może być tylko do biegowe odsłuchu). W ostatnich dniach czuję się lepszy, może lepiej należałoby powiedzieć oszczędzony, bo skutki szczepionki COVIDu mnie ominęły. Jednak może to faktycznie efekt mojego stylu życia (w tym także ograniczenia w codziennej diecie mięsa) oraz optymistycznego podejścia do szarości dnia codziennego. Oczywiście, nie zawsze jest idealnie. Czasem mam przysłowiowy "wkurw". Lecz i w tym przypadku jest mi lepiej niż większości osobom z mojego otoczenia - powiem to, co myślę, czasem podniesionym tonem, zejdzie ze mnie i jest katharsis.
Dzisiaj się oczyściłem podczas 22 km biegu (weekend zawsze sprzyja dłuższym wybiegom). Muzyka, która mi towarzyszyły, była jak na mnie dziwna. Był to elektroniczny pop, czasem ocierający się o brzmienia niczym z dyskoteki w Manieczkach. Odsłuchałem ostatecznie trzy płyty, z których dwie pierwsze polecam z ręką na sercu, jeśli oczywiście macie uszy i umysły otwarte na muzykę, dobrą muzykę i nie są dla Was ważne kategorie. Jeśli jednak kto z Was jest zatwardziałym metalem i tylko takich dźwięków słucha, wówczas niczego nie polecam z poniższych albumów. Podczas biegu towarzyszyły mi utwory z następujących płyt (kolejność odsłuchu jest zgoda ze stanem rzeczywistym tego procesu):
- Omnimar "Darkpop",
- Lion O. King "King Amongst Kings"
- Brioni Faith "Ascension".








sobota, 20 lutego 2021

NA ZIELONYCH PASTWISKACH PANA

Czy jest Bóg (może bóg), czy go nie ma? - nie wiem. Ja wierzę. Może wynika to z przyzwyczajenia, z wychowania, z tradycji, a może czasem z egoizmu - tzw. zakład Pascala (człowiek może wierzyć lub nie wierzyć, jeśli Bóg istnieje to warto wierzyć, bo ryzykujemy tylko życie doczesne - stąd wniosek jest prosty: wiara bardziej się opłaca). W taki dzień jak obecna sobota 20.02.2021 mam wrażenie, że Bóg o mnie pamięta, że chyba nawet mnie lubi (to jest dobre, bo nie tylko mnie zna, ale także wie, co jest dla mnie dobre), choć jestem antyklerykałem. Instytucja Kościoła, organizacja jegomości w czarnych uniformach z białą koloratką, to sztuczny twór, bo Kościół to wspólnota wiernych, a nie biznes, prowadzony pod ściemą sakramentów (czytaj: Pan Rydzyk). A dlaczego mnie lubi? Bo dał mi piękną pogodę, bo dał mi możliwość biegania, bo nie mam reorganizacji organizmu po szczepieniu. Stąd mogłem przebiec 19 km. Było super, bo ubrałem krótkie spodnie (ostatni raz miałem je 24.12.2020 - prawie dwa miesiące temu). Negatywne skutki poszczepienne mnie ominęły. Tzw. potocznie szczepionka "Zenek" nie wyrządziła żadnego przewrotu Kopernikańskiego w moim organizmie. Może to przyczyna mojego sportowego trybu życia, może dlatego, że przechodziłem COVID, a może dlatego, że wczoraj do organizmu swego wprowadziłem odpowiednie, weekendowe procenty. Nie wiem (tak samo jak nie wiem jak jest z Bogiem / bogiem), ale czuję się świetnie.

Bieg mnie jeszcze dodatkowe wzniósł na wyżyny sprawności sportowej i stanu egzystencjalnego szarego człowieka na ziemskim padole. Biegało się tym bardziej dobrze, że muzyka w uszach była odpowiednia. Bez żadnego wielkiego wyszukiwania postawiałem znów na grupę ze stajni Frontiers. Tym razem to był typowy hardrock - Kreek "Kreek". W trakcie biegu słuchałem całej płyty dwa razy i każdy z tych odsłuchów był lepszy. Dzięki tym dźwiękom czułem się jakbym pasł się na zielonych pastwiskach Pana. 

Ten wpis jest ze specjalną dedykacją dla tych (szczególnie najbliższych), którzy uważają, że wyparłem się wszystkiego. Nie, ja zwyczajnie włączyłem myślenie do wiary. Każdego namawiam, aby przestał być chłonną gąbką i zaczął filtrować przez swoje zwoje mózgowe przekaz klech oraz wszelkich mediów.




piątek, 19 lutego 2021

50. DZIEŃ

I nadszedł! Czaił się cały czas. Swoją ociężałością człapał za mną niczym cień za Szpiegiem z Krainy Deszczowców. Dzień bez biegania. Jest nim piątek 19. lutego 2021. 50. dzień 2021 roku jest moim pierwszym w tym roku bez odnotowanej aktywności biegowej. Dlaczego? Wszczepiono mi chip, jak mówią ci, którym zamiana DNA faktycznie by się przydała. Poważnie - zostałem dziś zaszczepiony przeciw COVID-19. To oczywiście pierwsza dawka, jednak zapowiedziano mi w MSWiA, że nie może dziś być żadnego nadmiernego wysiłku. A ja w tym momencie pani doktor powiedziałem, że nadmierny byłby, gdybym przebieg ponad 50 km. Jednak nie chciała przyjąć mojej argumentacji, więc, niestety, musiałem odpuścić. 

Poszedłem w takim razie na 5-kilometrowy spacer, bo limit kroków trzeba wykonać (dziennie przynajmniej 11 000). Przejście po osiedlowych uliczkach ukazało, skrywane do niedawna pod śniegiem, "skarby". Co krok to kupa. Pani lub Pan wyprowadzają swojego czworonoga na spacer, on załatwia swoje fizjologiczne potrzeby, a ty człowieku później patrz na to, albo jeszcze lepiej wdepnij. No przecież pies po sobie nie posprząta, ale, pytam się, od czego jest jego Pan (ewentualnie Pani). Proletaryat, polski zespół punkowy, w 1991 roku wydał płytę, na której był stosowny do tych obrazków utwór pt.: "Srajmy (nie chcę, nie)".

Jak już jesteśmy przy utworach - szedłem i słuchałem. Była to płyta Joel Hoekstras's 13 "Running Games". Dobry hardrock, sygnowany 2021 rokiem.



czwartek, 18 lutego 2021

REWELACYJNIE

Adrenalina powoduje, że człowiek może więcej i bardziej. Dzisiaj adrenalina w pracy mnie nie opuszczała. Gdy ktoś próbuje ze mnie zrobić idiotę to wówczas odwdzięczam się tym samym. Niestety mam wrażenie, że coraz mniej osób na szczeblu władzy wie jak należy używać parasola. Urządzenie to, aby działało musi być otwarte - tak samo jest z naszym umysłem. Ministerstwo Edukacji i Nauki, podobnie jak większość urzędów w Polsce, kierowane jest przez osoby typu BMW (Bierny, Mierny, ale Wierny). Dzisiaj w jednym z departamentów tego ministerstwa dostało się jednej z Pań sekretarek ode mnie. Nakrzyczałem na nią, no może miałem podniesiony ton. Wiem, osoba nie była winna, ale niestety jest na pierwszej linii frontu. Przepraszam Panią, ale musiałem. Jeszcze raz przepraszam. 

Po powrocie do domu trzeba była wyładować złość. Oczywiście biegałem. Dzisiaj zrobiłem 19,3 km, w czasie 1 godzina i 30 minut. Było super, choć ciemno i znów jakiś nieroztropny właściciel kundla, który go wyprowadzał, stanowił naturalną przeszkodę podczas biegu, gdyż na całej szerokości chodnika były te dwie istoty - z jednej strony Pan, a z drugiej psiak i co więcej, smyczy widać nie było. Poranne wyżycie się na pracownicy MEN wystarczały i tym razem właścicielowi czworonoga odpuściłem, ale... pamiętam. 

Muzyka dziś też była rewelacyjna, choć okładka płyty znów czarna. W czwartek dla moich uszu grał zespół Soen z albumu "Imperial". Płyta została wydana już w 2021 roku, czyli jest nowiutka. A co na niej dostajemy. Rockowo - progresywno - doomowe granie. Czasem skojarzenia miałem, że to balladowy Nickelback, czasem wydawało mi się, że słucham melodyjnej odsłony Toola. Wszystko naprawdę cudownie się łączy, współgra ze sobą. Pazur rockowy wspaniale współistnieje z melodyką i subtelnością artysty - melancholika. Polecam zapoznać się z tą z płytą.



środa, 17 lutego 2021

BEZ WENY

Rząd RP cały czas bawi się w losowanie kul z wielkiego bębna, niczym za dawnych lat w Toto Lotku. Swoją drogą, pierwszy człon tej nazwy, to bardzo dobra grupa rockowa; ich słynna "Africa" to jeden z najlepszych utworów AORowych. Co znowu zamknie, a co otworzy Prezes Rady Ministrów, wie tylko jeden mały człowiek - taki rezydujący na Żoliborzu. Cały czas media atakują nas różnymi spekulacjami. Poza tym, jak to media, żywią się tanią sensacją. Dla przykładu - niektórzy nauczyciele, bo szczepienie tej grupy się zaczęło, źle się poczuli po przyjęciu pierwszej dawki AstraZeneca i już bombarduje o tym portal epoznan.pl. Bo cała szkoła zamknięta, bo może jednak szczepionka nie jest właściwa, nie powinna być dopuszczona do stosowania itd., itp. A nauczyciele, mimo, że "magistry" (a czasem to nawet i "doktory"), częściowa popadają w masową histerię. No i co wtedy powiedzieć? Masz człowieku wybór - chcesz to się szczep, nie chcesz to nie. W tym przypadku, w przeciwieństwie do aborcji eugenicznej, MASZ WYBÓR!
Ja też dziś miałem wybór - mimo deszczu, chlapy pośniegowej, a właściwie to już błocka, wyszedłem na trening na otwartej przestrzeni, zażyłem świeżego powietrza. Musiałem, bo inaczej bym się udusił, albo kogoś w swoim otoczeniu bym zabił. Zrobiłem 18,1 km. Warunki faktycznie dzisiaj kiepskie, ale z każdym dniem będzie już lepiej (przynajmniej takie są zapowiedzi). Na liczniku lutowym łącznie 327 km - założone 500 km z palcem w pewnej części działa zrobię, o!
Szczerze, jednak dzisiejszy bieg był jakiś taki bez weny. Może to także wina muzyki. Znów skusiłem się na włoską stajnię hardrockowo - aorową - Frontiers. I??? Było tak sobie, czyli bez weny. Niby ciekawie, ale nic odkrywczego w słuchanej płycie nie było. Albumem, który grał w słuchawkach, nosił nazwę "Redemption", a stworzyła go grupa The Nova Hawks. Muzyka rockowa zdominowana przez żeński wokal, czasem będący kalką dokonań Alanis Morissette, aczkolwiek ta Kanadyjka jest o niebo, a może nawet o siedem nieb, lepsza. Na ten moment The Nova Hawks nie odrzucam definitywnie, ale odstawiam do muzycznej poczekalni.


wtorek, 16 lutego 2021

JAK BONO

No i po pracy do dentysty. Jak się jednak okazało, tzn. Pan Doktor Jacek tak stwierdził, to nie ząb, ale dziąsło. Został nałożony opatrunek. Trzeba płukać szałwią i powinno być dobrze. W najbliższy piątek mam się pojawić do ponownego oglądu sytuacji wewnątrz mojej jamy paszczowej. Siedząc na fotelu dentystycznym poczułem się znów jak Bono (tak mam zawsze u mojego stomatologa, któremu jestem wierny od momentu, kiedy tylko sprowadziłem się do Poznania, a jest to już ponad 16 lat). Dlaczego jak Bono? Asystentka Doktora Jacka nałożyła na mój nos szerokie pomarańczowe okulary, takie właśnie w stylu wokalisty U2. Ich kolor przypominał te, które rowerzyście czy motocykliści używają, aby lepiej widzieć, aby mieć wyostrzone patrzenie, szczególnie w okresie szarości, gdy zmierzch zaczyna zapadać nad naszym światem.

Zmierzch już dawno zapadł, kiedy poszedłem biegać. Dziś tylko 14 km. Krótka trasa, ale czasem też trzeba dać odpocząć - nogom i w ogóle organizmowi (choć mój to raczej czasu na regenerację nie ma nadziei). Biegłem sobie swoją pętelkę, dobiegałem do innego biegacza i gdy już go mijałem on nagle przyspieszył dość znacznie. Dorównywał mi tempem. Po jakimś kilometrze, a może nawet i dwóch, wspólnego biegu (była to swego rodzaju mutualizm - ja nie miałem czołówki a on miał, za to ja go podciągnąłem z ospałego tempa - byłem jego zającem) chwilę sobie pogadaliśmy (w biegu, oczywiście). Może właśnie to czyta, a może dopiero przeczyta. Mówiliśmy, jak to fajnie jest sobie pobiegać, bo daje uwolnienie umysłu. No ja jeszcze dodałem, że to ważny czas dla słuchania muzyki. Bo taka jest przecież prawda, mówię to jako naturalizowany dziś Bono. Rozmawialiśmy, bo muzyka się skończyła. Dziś był znów hardrock - nowość zespołu Inglorious "We Will Ride". Fajna muzyka - taka z kopem. Szczególnie na uwagę zasługują cztery pierwsze utworu na tej płycie, a z nich najważniejsza jest ballada "Eye Of The Storm". Naprawdę utwór z powerem i bardzo sensownym przesłaniem w sferze lirycznej.



poniedziałek, 15 lutego 2021

NOWY TYDZIEŃ

Panu Bogu nie udały się dwie rzeczy - starość i zęby. Właśnie ta druga kwestia, będąca niewypałem Wszechmogącego mi doskwiera. Jutro wizyta u stomatologa, zobaczymy jak będzie. Osobiście bardzo lubię swojego dentystę, ale wiadomo - czasem z powodu bólu człowiek może coś głupiego powiedzieć, a może i nawet zrobić. Jak to się mówi: pożyjemy - zobaczymy.

Dzisiaj jakoś ociężale biegałem. Jednak 18 km zrobione, a co więcej na otwarcie nowego tygodnia mam ponad 20 tysięcy kroków już dzisiaj. Dobry start. 

Dzisiejsza muzyka podczas biegania to był nowoczesny rock progresywny - Lonely Robot "Feelings Are Good". Mam ich trzy wcześniejsze płyty, a teraz przyszedł czas na najnowsze dzieło Johna Mitchella i spółki. Jakie ono jest? Takie jak wcześniejsze. Bardzo miłe dla ucha. Subtelne. Nie pozostaje nic innego, jak tylko rozkoszować się tymi dźwiękami. Dzisiaj miałem przyjemność posłuchać całej płyty dwa razy. Polecam!


 

niedziela, 14 lutego 2021

NIEDZIELNY CHILLOUT

Założenie jest takie, aby w luty zrobić 500 km na własnych nogach. Obecnie mam na koncie 280 km, a jest 14 dzień lutego, dzień świętego Walentego. Dzisiaj cudowna pogoda, z której oczywiście skorzystałem. Pobiegałem 23 km. I było super.
A muzycznie dziś zupełnie inaczej niż do tej pory dudniło w moich uszach. Był to dzień muzyki elektronicznej w trzech różnych odsłonach. Były to następujące płyty:
- W O L F C L U B "Runaways" (2020),
- New Arcades "Returning Home" (2019),
- Dana Jean Phoenix & Powernerd "Megawave" (2020).
Dwie pierwsze to cudowne dźwięki, rytmiczne i jednocześnie kojące, chilloutowe. Ostatnia płyta - bardziej dyskotekowa, więc jak dla mnie odpada. Jednak niedzielny chillout rządzi się swoimi prawami. Szkoda tylko, że znów dzisiaj Lech zawiódł - piłkarze chilloutu nie powinni mieć.









sobota, 13 lutego 2021

MIEĆ 20 LAT

Gdy człowiek urodził się na początku 1978 roku (Koziorożec - to oczywiście najlepszy ze znaków zodiaku) to niestety 20. urodziny ma już dawno za sobą. To już nawet nie połowa tego czasu, który przeżył - niestety. W tym przypadku matematyka jest nieubłagana i najprawdziwsza, bo gdy masz 5 lat to każdy rok jest zaledwie 1/5 Twojego życia. Gdy jednak masz lat 43 to każdy rok jest zaledwie 1/43 Twojego życia. Stąd jest prosty wniosek - im człowiek starszy tym czas szybciej zasuwa. Lecz tu nagle na mojej aplikacji biegowej - Garmin Connect pojawia się informacja: "Twój wiek to 20 lat". Przecieram oczy, myślę - "coś się komuś pomyliło" (faktycznie pomyślałem to samo, ale kończąc innym słowem - też na "p"). No niestety nie doczytałem, chodziło nie o mój faktyczny wiek, ale o "wiek sprawnościowy". I tak dobrze - człek stary, ale jary.
Dla przypieczętowania powyższego zrobiłem dzisiaj 23 km. Super bieg, super warunki. Tylko muzyka nie dopisała. Znów wybrałem nowość z Frontiers - Durbin "The Beast Awakens". Płyta nie jest równa. Czasem jest przyjemnie, melodyjnie i metalowo. W innych kompozycjach natomiast jest męczliwie. Niby wszystko technicznie gra, ale ostatecznie w uszach nic nie gra - nie pozostaje w pamięci chyba żadna nuta z tego działa. Nie polecam, aczkolwiek, jak zawsze, wybór pozostawiam Wam.

piątek, 12 lutego 2021

OKO ZA OKO

Śnieg ubity, mróz zelżał, słoneczko uśmiecha się swoimi promieniami i tylko leciutki wietrzyk smaga twarz i to w dodatku tylko na otwartych, polnych przestrzeniach. Czego można chcieć od życia więcej? Pięknie się weekend zaczyna. A jeśli do tego wszystkiego dołoży się czas na bieganie (choć mam ciągle wrażenie, że brakuje mi czasu) to śmiało można rzec, że otwarcie weekendu iście królewskie, a może i cysorskie (w myśl słów "Ballady o cysorzu", który to ma klawe życie - znam to, oczywiście w wersji uwspółcześnionej za sprawą Kazika). Nie pozostało mi nic innego, jak tylko skorzystać z tego dobrodziejstwa i machnąć 19,3 km. 

W obecnych okolicznościach powinienem słuchać, chyba, utworu "Vendetta" zespołu Illusion. Dlaczego? Po 24 godzinach czarnych ekranów TVP atakuje TVN, ci drudzy nie są dłużni pierwszym. Dostaje także Marszałek Senatu Tomasz Grodzki, gdyż jest ponoć sprawcą tego, że Polacy nie mogli na ekranach telewizji publicznej oglądać meczu piłki nożnej z Robertem Lewandowskim. TVN na całe zło obciąża Jacka Kurskiego (nie ukrywam, że taka narracja mi pasuje). Jedna i druga TV nakręcają się, idą w myśl starotestamentowej zasady "oko za oko", a ponoć w Polsce 95% to katolicy, którzy żyją wg zasady przebaczania (phii, akurat!!!, śmiech na sali!!!). 

Nie słuchałem polskiej odsłony grunge'u, bo dzisiaj - 12.02.2021 nastąpił wysyp nowości hardrockow - aorowych, m. in. z ulubionej przeze mnie wytwórni Frontiers Records. Wziąłem więc na słuchawki debiut zespołu Arc Of Life, pod tym samym tytułem. Już z samej okładki przypuszczałem z czym będę miał do czynienia - zakładałem, że muzyka ta będzie YESowata i ASIAowata. Była, a właściwie jest, bardziej ta pierwsza. Jednocześnie jasnym się stało, że taka musi być, bo w składzie nowego, ale rekrutującego się ze starych muzycznych wyg, zespołu jest Billy Sherwood. Miałem też skojarzenia z YOSO - innym projektem Billy'ego, będącym połączeniem YES z TOTO (Bobby Kimball). Czy polecam Arc Of Life? Hm... Dla wielbicieli gatunku - tak, dla laików, dla tych, którzy muzykę traktują jako tło - nie, gdyż w moim przekonaniu jest to zbyt przekombinowany projekt. Sam na pewno go kupię. Tylko, jak powtarza moja mama, ile tych płyt można mieć?! Wiele! A co gorsza, im masz więcej tym więcej brakuje. Śmiało mogę więc powiedzieć, że mój cel życiowy to neverending story...



czwartek, 11 lutego 2021

CZŁOWIEK JEST ZAWZIĘTY

Niektórzy mówią, że jesteś tym co jesz. Hm... - jestem bananem, o! Ja wolę powiedzieć, że jesteś tym kim chcesz być. Chcesz spocząć na kanapie i być "psem" kanapowym - robisz to. Chcesz zionąć odorem alkoholowym i wydawać się współczesnym wcieleniem Smoka Wawelskiego - robisz to (wtedy twoja zgaga to twój smoczy ogień). Chcesz być podłym dziennikarzynom - starasz się o pracę w TVP, pod rządami Kurskiego, oczywiście Jacka, a nie Jarosława (ten mimo imienia przynależnego "Czarnemu Słońcu Naradu" jest lepszym wcieleniem nazwiska "Kurski"). Chcesz iść biegać - zakładasz strój (bez względu na porę roku obowiązkowo musi to być obciślak) i idziesz biegać (nie zapomnij jeszcze o butach, choć ostatnio modne jest morsowanie na sucho to i może powinno się biegać bez butów - tak wiem, są tacy co to uskuteczniają).
Ja chciałem, jak każdego dnia, dziś pobiegać - założyłem co trzeba i wio. Do skarbonki biegowej na luty 2021 dorzuciłem dzisiaj półmaraton. U mnie oczywiście potrzebny jest jeszcze jeden element - komórka ze słuchawkami oraz przygotowanym jednym lub czasem kilkoma albumami w formie strumienia. Dzisiaj wrzuciłem zeszłoroczne dzieło duetu Blackfield pt.: "For The Music". Ten projekt bardzo płodnego muzycznie Stevena Wilsona był mi zawsze bardzo bliski, bo najbardziej melodyjny z jego dokonań. Poza tym, wydaje mi się, że osoba Aviva Geffena (druga połowa duetu) wnosi istotny popowy klimat, świeżość, niczym po spałaszowaniu cukierka Halls w jamie gębowej, w aranżach muzycznych Blackfield. Ta szósta studyjna odsłona grupy przypadła mi do gustu, choć jest w niej więcej Placebo niż Porcupine Tree czy w ogóle, jakiegokolwiek rocka progresywnego. Pozostaje tylko utyskiwać, że płyta ta tak krótko trwa - 30 minut. Tak szybko półmaratonów nie biegam, więc przyznam się, że słuchałem jej dzisiaj trzy razy pod rząd.


środa, 10 lutego 2021

CO ZA DZIEŃ...

"Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę" - powiedział Maks w "Seksmisji". Dzisiaj od samego rana, każdy światły i zdroworozsądkowy obywatel Rzeczypospolitej (jeszcze) Polskiej widział ciemność. Wszędzie. W swoim odbiorniku telewizyjnym, w swojej ulubionej gazecie, na portalu internetowym. Ba, nawet widział uchem, czyli słyszał ciemność w swojej ulubionej rozgłośni radiowej. Oczywiście chodzi tylko o komercyjne media. O te media, które zdaniem obecnej władzy, przedstawiają świat w sposób przekłamany, bo przecież rzeczywistość jest taka, jaką pokazuje TVP, tfiu.. (poszła flegma na podłogę, komputer oszczędziłem). 
Oprócz tego dzień był zakręcony. Intensywny. Długi. Pracowity. A na koniec dnia jeszcze rura poszła i wody nie ma - w szkole, czyli od jutra rana sajgon (a nie Sajgon).
Wieczorem dopiero przyszło mi biegać. Też widziałem ciemność. Mój ciemny strój biegowy zlewał się z horyzontalnym otoczeniem, kontrastował tylko z bielą śniegu. Jednak gnałem - po chodnikach, przez pola, ale do lasu się nie zapuszczałem. Wyszło 16,3 km, co dało w pełnym rozrachunku pierwszej dekady lutego równo 190 km. Jest dobrze, jest lepiej niż przypuszczałem. 
W uszach też ciemna muzyka. Do biegu zagrzewał zespół Gale Force ze swojego debiutu "Subhuman". Płyta właśnie się ukazała nakładem samego zespołu, więc pozostaje jej kupno tylko w formie wysyłkowej. Jest to muzyczny kolaż z takich dźwięków jak Accept, Megadeth czy Whitesnake. To wszystko bardzo dobrze brzmi. Czasem jest ciężko i ciemno, albo przynajmniej mrocznie. Czasem jest balladowo. Jak dla mnie super! Dzisiaj takiej muzyki potrzebował, aby odreagować, aby na nikim się nie wyładować. Rozładowała moje emocje muzyka i speed biegowy (1 km średnio w 4:49 minuty).
Jutro już ulubione programy będą! Niestety obecna władza jutro też nadal będzie... a może jednak nie...


wtorek, 9 lutego 2021

KRAINA ŚNIEGU

Słońce, wiatr, śnieg czy deszcz - nie jest to ważne, bo trening biegowy musi być. Wczoraj była bieżnia w domu, ale jednak to nie to samo. Dzisiaj cudownie się biegło. Choć zimno, sople z nosa i brody zwisały, ale to nie było ważne. Ważne było to, że tyłek przebiegł, dzięki osadzonym w nim nogom, 14 km. Nadal jestem na poziomie wydolnościowym 20-latka. Zobaczymy jak długo tak pociągnę. Paradoksalnie po przebytym COVIDzie okazało się, że mam wydolność lepszą niż przed chorobą. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że to dzięki temu wirusowi - nie, broń Boże. Taki zbieg okoliczności u mnie. 
Muzycznie było dziś baśniowo, co korespondowało z otoczeniem. Słuchałem Robby'ego Valentinego z płyty "Falling Down In Misanthropolis". Ten Holender jest starszy o 9 lat ode mnie. Wygląda bardzo kobieco. Zacząłem go słuchać od płyty pt.: "Valentine", na której okładce stał na lewitującym w chmurach fortepianie. Jego muzyka jest zawsze hołdem dla Queen. Czasem utwory są bardziej elektroniczne, czasem bardziej hardrockowe, ale zawsze czuć w otoczeniu ducha Freddiego, Briana, Rogera i Johna, szczególnie z okresu zorkiestrowanych aranżów. 
Piękna muzyka w pięknym otoczeniu zawsze pięknie smakuje.


poniedziałek, 8 lutego 2021

NIESTETY BIEŻNIA

Ale sypnęło! A jeszcze ponoć będzie sypać dalej. Oczywiście paraliż komunikacyjny na całego i w całej Polsce. Służby drogowe, jak zawsze zaspały, choć tym razem przy takiej ilości opadów są usprawiedliwione. Zupełnie inaczej niż Pani Pawłowicz, która idąc w ślady Pani Emilewicz w nosie (aby nie powiedzieć bardziej dosadnie gdzie) ma obostrzenia i zakazy kierowane wobec zwykłych obywateli przez władze III RP. No, ale przecież Pani Pawłowicz, najbardziej zżarta posłanka, no a teraz "dostojny" sędzia rzekomego Trybunału Konstytucyjnego, może więcej. Tak się dzieje w myśl zasady Orwellowskiej, że ci przy korycie są bardziej równi niż pozostali równi.

Ja dzisiaj też miałem zakaz - ogólnie nałożony przez siebie na siebie samego - nie biegałem na świeżym powietrzu. Wybrałem dzisiaj pas transmisyjny, w wersji dla biegaczy zwany bieżnią. Nie lubię urządzenia! Nic wkoło człowieka się nie zmienia. Głupkowato patrzysz się do przodu i widzisz tylko migocące zegary, informujące o dystansie pokonanym, o tempie, o spalonych kaloriach oraz o innych bzdetach. Jednak dziś nie było sposobu, aby wyjść na zawieje i zamiecie śnieżne. Nie lubię bieżni jeszcze z jednego powodu - podczas takiego wysiłku nie słucham muzyki, a oglądam filmy. Dzisiaj kolejny odcinek o "Mistrzach renowacji samochodów" (Netflix - oczywiście). 

Jednak dzień bez muzyki to dzień stracony. Z codziennej porcji muzyki polecam taką oto płytę - Tomorrow Never Comes "Ashes In The Eyes". Nic o tym wydawnictwie nie wiem, ale brzmienie elektroniczne bardzo mi podpasowało.



niedziela, 7 lutego 2021

NIE BLOODY SUNDAY

Po wczorajszym maratonie dzisiaj chillout, zarówno w zakresie funkcjonowania w domu, jak i biegania. Poranny spacer dla rozkręcenia kości i stawów (5 km), zakończony wizytą w cukierni, aby było małe co nieco do tzw. kawy. Po jej wypiciu, podczas kolejnego odcinka SoA, trzeba było ruszyć dupsko i wyjść na codzienny wybieg. Tym razem zaledwie 14 km (i tak na lutowym koncie jest już tych kilometrów 150, czyli średnio ponad półmaraton na każdy dzień). Wiatr smagał moją twarz, a oddech zamarzał i na brodzie pojawiały się sople lody. Było przyjemnie, bo przecież każdy bieg jest przyjemny. Możecie ciągle biegać tą samą trasą, ale i tak codziennie jest inaczej. 
Dzisiaj w muzyce był zupełnie inny klimat niż wczoraj, bo i bieg był inny. Po raz pierwszy słuchałem dzisiaj najnowszego dzieła projektu Parov Stelar pt.: "Voodoo Sonic (The Album)". Jest to muzyka tworzona przez austriackiego DJ i producenta Marcusa Furedera. Jeśli ktoś lubi downtempo, trip - hop, elektronikę i wymiesza to z jazzem oraz swingiem to będzie miał na swoim muzycznym talerzu właśnie najnowszy Parov Stelar. Muzyka ta jest bardzo podobna do dokonań szwedzkiego elektroniczno - jazzowego zespołu Koop, który kiedyś miałem przyjemność widzieć i słyszeć na zamkniętym koncercie w Starym Browarze. Płytę "Voodoo Sonic (The Album)" najlepiej jednak byłoby słychać w zaciszu domowego ogniska i to właściwie dokładnie przy rozpalonym kominku w te zimne, zimowe wieczory. No ja jednak wybrałem inną przestrzeń do jej słuchania, bo miał być chillout biegowy, a nie bloody sunday. 


sobota, 6 lutego 2021

PIERWSZY MARATON W 2021 ROKU

Od początku tygodnia planowałem, że dzisiaj (no bo sobota - wiadomo) będzie długi wybieg. Około środy postanowiłem, że zrobię maraton. Ostatni biegłem jesienią. Teraz, podobnie jak wtedy, lista startowa była ograniczona do 1 osoby, bo musiałem mieć pewność zajęcia pierwszego miejsca. Od samego początku dzisiejszego biegu wiedziałem, że będę leciał, leciał i leciał, jak Małysz. Pierwsza godzina zamknęła się, co do metra, wynikiem 13 km. Co więcej - po 120 minutach miałem 26 km i nawet lekki nadkład. Przecierałem ze dziwienia oczy. Nie mogłem jednak rzucić na wadę wzroku ewentualnego błędu w odczycie, bo jak to mówią ziomkowie z Pyrlandii bryle na kluku siedziały. W ten właśnie sposób zaplanowałem, że chyba złamię 3 godziny i 20 minut. Gdzieś lekko przez łeb przesuwała się myśl, że może nawet dam radę uchwycić 3:15. Ostatecznie maraton 6 lutego 2021 roku pokonałem w czasie 3 godziny i 19 minut to o 7 minut lepiej niż moja życiówka (miałem ją 9 albo 10 lat temu). Więc jeśli ktokolwiek mi powie, kiedykolwiek (w tym także minister Przemysław Czarnek) o jakimś SKS, to sam mu powiem, że ma SKS (skrót należy rozwinąć STAROŚĆ K....A STAROŚĆ). Trasa była piękna: z domu do Wartostrady po stronie Rataj (albo jak niektórzy wolą Ratajów), do Lechickiej, na Wilczaku odbicie na Winogrady i kółko wokół Cytadeli, powrót na Lechicką i na drugi brzeg Warty, aż do Hetmańskiej, później Dolną Wildą do 28 czerwca 1956 roku, odbicie na Czechosłowacką i przez Kopaninę powrót na Osiedle Kwiatowe. Idealna temperatura. Jak zawsze super sprawdziły się New Balance (biegam albo w nich, albo w Asicsach). 
Oczywiście nie mogę dzisiaj nie wspomnieć o muzyce, którą (choć słuchałem po raz pierwszy) wybrałem idealnie. Był to melodyjny rock w czterech różnych odsłonach płytowych, a każdy z tych CD Wam polecam. Były to następujące płyty (w kolejności w jakiej słuchałem):
- Gunner "Back 4 More"
- Night "High Tides - Distant Skies"
- Frank Vestry "My Collection"
- Swimming The Nile "Swimming The Nile".
Super sobota. Po biegu w brzuchu miejsce znalazł kebab popity piwem - wszystko dla zdrowotności (kebab - uzupełnienie węglowodanów, a piwo - antidotum na zakwasy). Jutro też biegam i słucham muzyki, oczywiście!










piątek, 5 lutego 2021

Z KOPYTA

Jeszcze zima, chociaż śniegu już ni ma (ale rymy częstochowskie!). Taka wesoła atmosfera w mojej głowie, co przekłada się także na nogi (było dziś szybko) jest z pewnością efektem dnia tygodnia - piątek, piąteczek, piątunio. Wygląda to tak, jakby człowiek nagle zerwał się z łańcucha ograniczającego go przez cały tydzień i czuje zapach wolności. W weekend przecież można więcej. A dzisiaj jeszcze zaczyna się kolejna odsłona ekstraklasy, co ważne - gra także nasz Lech (gra również Warta). Z sentymentu już tylko oglądam te mecze Kolejorza. Choć pamiętam prawie trzy lata temu - w marcu 2018 roku - kiedy ze znajomym z Katalonii Juanma poszliśmy na mecz KKSu. Zimno było niemiłosiernie. Na stadionie około 9000 kibiców (czyli jak na warunki poznańskie - niewiele). Juanma powiedział, że nigdy nie przeżył takiej atmosfery na boisku piłkarskim jak w stolicy Wielkopolski. Powiedział nawet, że doping i oprawa jaka jest na meczach Barcelony nie umywa się do tego, co zobaczył w grodzie Przemysła (oczywiście posłużył się nazwą Poznań a nie jakąś metaforą "gród Przemysła"). Byłem w szoku. Po roku na własnej skórze mogłem się przekonać jaki jest doping na Camp Nou. Drogie Panie, Drodzy Panowie - jednym słowem kicha. Teraz niestety nigdzie dopingu nie ma - został tylko sztucznie podkładany podczas transmisji każdej kolejki i każdej ligi dźwięk wyimaginowanego tłumu. 

Jak napisałem - było dziś szybko (4:51 minuty na kilometr), bo i krótszy dystans 16,3 km. Jutro nadrobię z nawiązką. Obiecuję! Szybko było też dlatego, że nogi stymulowała znów piękna, skoczna i nowa muzyka. Zespół to świeżynka na melodyjno - rockowej scenie. Proszę Państwa, przed Wami Art of Illusion ze swoim debiutem "X Marks The Spot". Duet niemiecki, stąd i wytwórnia germańska - AOR Heaven. Słychać tu fascynacje Boston, Journey, Styx, Chicago oraz, a może przede wszystkim, Queen. Utwory czasem są skoczne i melodyjne ("Wild And Free", "Run", "4 am", "Go"), a czasem rozpisane na operetkową czy wodewilową modę ("My Loveless Lullaby", "Waltz For The Movies"). To właśnie w tej drugiej osłonie widać ogromne nawiązanie do dorobku Queen. Płyta idealna na piąteczek, na piątuniowe bieganie. 

Po biegu była obiadokolacja, a teraz czekam na zieloną trawę (nie trawkę!), 22 jegomości i biało - czarną piłkę. Życzę sobie i Lechowi, aby tym razem Żuraw nie musiał rzucać po meczu wulgaryzmami, jak czynią to w większości kibice przed ekranem.



czwartek, 4 lutego 2021

WARTO PODPOWIADAĆ

Jako belfer nie powinienem tak mówić, że warto podpowiadać. Nie powinienem, ale powiem - WARTO! Edukacja, życie, społeczeństwo nie opiera się na rywalizacji, ale na współpracy. Najszybszy, największy, najlepszy - o.k., jednak tylko czasem o.k. W większości, jako zwierzęta stadne, musimy współpracować, aby przetrwać. Silniejsi, bogatsi, dorośli chronią i bronią dzieci, starców, biedniejszych oraz tych, którzy nie są w pełni sprawni. Także w szkole, w klasie, jako uczniowie funkcjonujemy we wspólnocie, która opiera się na współpracy. W każdej takiej grupie są ci, którzy chcą kierować i mają ku temu predyspozycje oraz ci, którzy chcą być kierowani, bo tak im wygodniej, bo tak im lepiej. Niestety jako belfer wielokrotnie widzę, że nauczyciel próbuje postawić się w grupie jako jej przywódca, a przecież jest, najczęściej, po drugiej stronie barykady. Te określenia rodem z wojny są jak najbardziej trafne, bo edukacja to szkoła przetrwania. Taka mała wojna, podczas której trzeba kombinować (tzn. uczeń musi kombinować), aby nie wpaść i aby się nie napracować. W czasie pandemii i edukacji online część moich kolegów po fachu zachowuje się, jakby miała znaczące neurologiczne skutki uboczne COVIDu. Realizują lekcje w formie gadających głów przez kamerkę internetową, zmuszają młodzież do wysiedzenia 45 minut przed ekranem monitora (niektóre szkoły nie mają planu przystosowanego do edukacji zdalnej, ba nawet przerwy pozostawiono w takim wymiarze jakby dzieci i młodzież faktycznie były w szkole). Inni przeprowadzają sprawdziany w formie testu, w których nie można powrócić do wcześniejszych pytań, w których liczy się szybkość odpowiedzi. No normalnie wyścig szczurów a nie edukacja przyszłości na miarę XXI wieku (w sumie XXI wiek to już nie przyszłość a teraźniejszość). 

Powracając jednak do podpowiedzi i bycia belfrem. Dzisiaj zaliczyłem pierwszy w tym miesiącu półmaraton. Dystans ten umilił mi Marko Hietala swoją zeszłoroczną płytą "Pyre Of The Black Heart". Świetny, wspaniały, cudowny, fantastyczny album. Polecił mi go mój kolega - belfer (też historyk, nie histeryk), który płytę zrecenzował na swoim blogu dnia 23 stycznia br. - Operation Mindcrime: stycznia 2021 (blogoperationmindcrime.blogspot.com) Choć przez większość miłośników muzyki Marko kojarzony jest z zespołami symfoniczno - metalowymi (Sinergy, Nightwish, Avantasia) to takich dźwięków na tej płycie nie ma. Jest ona rockowa, jest mocna (miejscami), ale jest przede wszystkim melodyjna i przejmująca. Szczególnie cudowny w odbiorze był, dla mnie, utwór "The Voice Of My Father" (jakbym słuchał "Father" Manowar). Drugim moim faworytem jest "Truth Shall Set You Free", zamykający album. Naprawdę cudownie się tej płyty słucha. Na tyle cudownie, że aby posłuchać jej dwa razy musiałem zrobić półmaraton!

Sławku, dziękuję za polecenie i mam nadzieję, że nie wstawisz mi pały za ściąganie od Ciebie, a może to nie ściąganie tylko to Ty mi podpowiedziałeś - chyba tak to właśnie było. I tym akcentem kończę dziś swoje wywody muzyczno - edukacyjno - biegowe, bo jeszcze faktycznie przyznam się do ściągania.



środa, 3 lutego 2021

HOMO HOMINIS LUPUS EST

No i wykrakałem. Wczoraj wspominałem o lecie - a dzisiaj od razu jesień w pogodzie. Leje i leje... i leje. Jednak nie ma niepogody na bieganie, jest tylko niewłaściwe odzienie. O butach nic nie piszę, bo nie ważne jakie masz (no chyba, że byłyby to kalosze) to i tak je przemoczysz. Stąd mimo deszczu, mimo kałuż, mimo jesieni w pogodzie swój standardowy dystans ponad 18 km pokonałem. Ciemno było, że prawie swoich rąk nie widziałem. Mimo wszystko biegłem - cały czas do przodu. I nadal jest moja wygrana w rywalizacji gleba vs ja.

Jesień dookoła i jeszcze dodatkowo dzisiaj jakieś smętne relacje międzyludzkie. Jeden na drugiego spode łba łypie, niczym hiena czy jakiś wilk lub coś podobnego. Może to właśnie z powodu pogody. Co więcej -na pewnych forach wysyłane teksty też powodują, że mam wrażenie, iż "człowiek człowiekowi wilkiem". No cóż - czasem tak to bywa.

Aby sobie odmienić nastrój na bieganie wrzuciłem polski zespół - Ludzki Twist, czyli Homo Twist - płytę "Matematyk". Nie znałem jej wcześniej, ani jednego utworu. Wspaniała muzyka, a jeszcze lepsze teksty. Niestety pogłębiły tylko one moje dzisiejsze jesienne podejście do życia i ludzi, bo jakże inaczej można zareagować na takie utwory, jak: "Dwieście Złotych", "Małżeństwo To Piekło Na Ziemi", "Powiedz Mi Ogniu". Najlepszy utwór z tego dzieła to stylizowany na Niemenowskim "Bema Pamięci Żałobny - Rapsod" utwór o tytule "Lema Pamięci Kosmiczny Pogrzeb".

Jutro będzie lepiej... może.




wtorek, 2 lutego 2021

STEFAN JAK ŚNIEG POPŁYNĄŁ

Wieczór drugiego dnia lutego A.D. 2021 upłynął pod znakiem sportu. Dziecko odstawione na trening (piłka nożna), a ojciec ma dla siebie 7 kwadransów na bieganie. Niby szczęśliwa cyfra - nie połamałem się, poślizgu też nie było, więc mogę przyjąć, że jest faktycznie szczęśliwą cyfrą. W czasie wyznaczonym przywiezieniem i odebraniem dziecka z boiskowej (choć faktycznie było w hali) kopaniny przebiegłem 19,5 km. Śnieg topniał, ale jednocześnie woda od gruntu marzła. Ślizgawka jak nic. Na to wszystko jeszcze jakaś mgła czy może parowanie tej topniejącej wody, choć sublimacja to oczywiście nie była. Swoją drogą jest to ciekawe zjawiska - tak samo jak resublimacja, jednak możliwe chyba tylko w Jakucku (miasto posadowione na palach na podłożu wiecznej zmarzliny). 
Jednak dosyć o tym mrozie, bo przecież, jak straszą synoptycy, zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Ponoć za drzwiami Polski, tymi od strony wschodniej, czai się druga bestia. Wkroczyć ma do naszego kraju w najbliższy weekend, czy krótko po nim. Dziś jednak spływający śnieg i muzyka w uszach nastrajały na lato. Do biegania przygrywał Steve Hackett, mistrz gitary, współtwórca sukcesu Genesis. Właśnie ukazała się jego najnowsza płyta pt.: "Under A Mediterranean Sky". Stefan maluje piękne pejzaże na akustycznej gitarze. Widać greckie słońce. Widać dawne faktorie kupieckie Morza Śródziemnego stworzone przez Fenicjan. Jednak... No właśnie pozostaje pewne "ale"! Dla mnie ta muzyka nie jest taka cudowną na jaką liczyłem. Nazwisko Hackett zobowiązuje. Słuchając tej płyty miałem wrażenie, że zaraz wyjdzie Paulos Raptis i a'la Demis Roussos zacznie swoje piękne, lecz przaśne, śpiewy quasioperetkowe. Oj Stefciu popłynąłeś z tą muzyką, niczym topniejący śnieg.


poniedziałek, 1 lutego 2021

STATYSTYKA A ABSOLUTORIUM

Minął pierwszy miesiąc 2021 roku. Za mną 31 dni, z których każdy był przyozdobiony w dłuższy lub krótszy, ale zawsze jakiś, dystans biegowy. Założenie był, że przebiegnę 600 km. Przebiegłem 600,4 km! Kilka lat temu byłem na walnym zebraniu członków pewnego stowarzyszenia, gdzie Prezes Zarządu tego stowarzyszenia (była to Pani) przedstawiał sprawozdanie z działalności za ostatnią kadencję. Sprawozdanie opierało się na statystyce i ilościówce, tzn. ile maili wysłali, ile rozmów przeprowadzili, ile spotkań odbyli. Nic innego nie miało miejsca, więc niczym innym nie mógł się ów Zarząd pochwalić. Jaka była konsekwencja? Brak absolutorium.

Ja dzisiaj też trochę napisze o ilościówce. 600,4 km to średnio 19,4 km dziennie. W tygodniu to średnio 135,8 km. Średni czas pokonania 1 km to u mnie 4,54 minuty, co daje w oglądzie całościowym 2942,5 minuty, czyli 49 godzin, czyli ponad 2 doby spośród 31 w styczniu. Tyle przebiegłem! To wszystko to tylko suche fakty, statystyka. Chcę otrzymać absolutorium, więc muszę dodać, że to przynajmniej 35 albumów muzycznych (muzyka to uczucia, to sztuka, to emocje a nie suche fakty), co oznacza, że przynajmniej jedna nowa płyta towarzyszyła mi podczas biegania każdego dnia. "Nowa" nie oznacza, że jest ona nowością na rynku wydawniczym - "nowa" oznacza, że wcześniej jej nie słuchałem, że poznawałem ją dopiero podczas biegania. 

Swoją przygodę biegową będę kontynuował. Swój projekt literacko - biegowo - muzyczny będę dalej tworzył, bo to wszystko jest tym, co mi w duszy gra.

Dzisiaj zacząłem już nowe odliczanie - lutowe. Nie stawiam sobie tym razem poprzeczki na 600 km. Luty traktuje rekreacyjnie, bo biegania to przede wszystkim przyjemność a nie obowiązek. Nowy miesiąc zacząłem dystansem 18,2 km i muzyką indie rockową z 2006 roku - album The Tears "Here Come The Tears". Spokojna, przemyślana, czasem minimalistyczna, a na pewno nienachalna muzyka gitarowo - rockowa. 

Ciąg dalszy nastąpi...






CZERWONE OKULARY

Dziś 30. dzień stycznia. Ostatnia niedziela pierwszego miesiąca 2022 roku. Niedziela, w której po raz 30. gra w Polsce i na całym świecie Wi...